Izabela Monika Bill

Wrocław - tu nie żyje się z pasją!


W Gazecie Wyborczej znalazła się naklejka z takim właśnie hasłem.Jako artystka poczułam się oburzona bo kiedy miasto, prezydent i wiele instytucji olewa moją twórczośćna poziomie zapytania o organizację spotkania, nie mówiąc już o funduszach na wydawanie tomików i honorariach za spotkania, na które miasto nie ma kasy podobno (lepiej ją wydać stare zdjęcia Marlin Monroe niż promować rodzimych artystów) to o jakiej pasji mówimy? Jak mam realizować swoją pasję jako poetka skoro za swoje pieniądze wydaję tomiki, a reklamę robię miastu za darmo min wydając tomik "Podróże poezją" promujący zabytki Wrocławia (znane i mniej znane) oraz komunikację miasta. Przytoczę kilka przykładów takie olewania- w zeszłym roku po wydaniu "Podróży poezją" za pośrednictwem Facebooka zaanonsowałam się się Prezydentowi Wrocławia. Jego odpowiedź była mniej więcej taka, że miło, że są takie osoby jak ja, które promują swoje miasto. Sorry, ale nie takiej odpowiedzi oczekuje artysta wydający za własną kasę tomik o Wrocławiu. Pojadę teraz do Bibliotece im Tadeusza Mikulskiego. Po licznych mailach, jakie wysłałam tam z zapytaniem o organizację spotkania z erotykami motoryzacyjnymi (które w innych miastach cieszą się dużym zainteresowaniem i robią furorę) łaskawie, po którymś z rzędu moim natarczywym mailu jakaś pani odpisała mi, że nie są zainteresowani. Wyobrażacie sobie, nie są zainteresowani promowaniem wrocławskiej twórczości. Nie wiem, może pani z biblioteki Mikulskiego miała okres i dlatego? Lecimy dalej. Bardzo podziwiam i lubię Gryfów Śląski za prężne działanie na rzecz regionalnej kultury, twórców a także o to jak dbają o swoją historię. Miasto ma Towarzystwo Miłośników Gryfowa. We Wrocławiu jest Towarzystwo Miłośników Wrocławia, więc pomyślałam, że napiszę do nich, o sowich "Podróżach poezją", zapytam o możliwość spotkania bo to przecież tomik o Wrocławia więc na pewno chętnie mnie przyjmą do Towarzystwa i będą promować. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy jakaś osoba bez ogródek, dużych liter i słów grzecznościowych, odpisała mi, że żeby należeć trzeba najpierw zapłacić składkę, i że oni nie zajmują się promowaniem ani organizację spotkań. Pomijam fakt kilku miejsc, gdzie za opłatą udostępniono by mi salę. Nie jest moim celem szykanować tu instytucje Wrocławia, ale obnażyć ich ułomność kulturową. Drugi Różewicz ze mnie nie będzie, ale chyba jakiś szacunek należy mi się za trud pisania o swoim mieście i nie tylko. Nie jest tak łatwo napisać erotyki motoryzacyjne, to godziny siedzenia na portalach motoryzacyjnych, mnóstwo czasu. Nie piszę tego dla siebie, tylko dla ludzi, chcę im pokazać, że poezja może być ciekawa i może dotrzeć do kierowców czy mechaników samochodowych. Nikt wcześniej tak nie pisał o autach. O wydanie i promocję książki z eromotami pyta mnie wiele bibliotek na terenie województwa dolnośląskiego, czemu nie Wrocław, to nie wiem co tutaj jest nie tak. Chciałam też dodać, że oczywiście nie każda instytucja musi mnie czy innych autorów kochać i organizować spotkania, ale wypada odłożyć osobiste animozje i poglądy na bok i zająć się tą kulturą wrocławską, która zwyczajnie kona w rynsztoku zapomnienia. Dla mnie Wrocław zwyczajnie kulturalnie śpi. Może to i prawda, że jest to miasto, które nigdy nie śpi bo kawiarnie, puby, dyskoteki są otwarte całą noc i dzień. Uczestniczę w nielicznych spotkaniach poetyckich we Wrocławiu i serce mi się kraja, kiedy na spotkania przychodzi dosłownie kilka osób, zarówno na te indywidualne jak i te, organizowane prze stowarzyszenia. Czemu na tak duże miasto jest tak nikłe zainteresowanie, bo to nie kwestia złej promocji, a czemu w mniejszych miejscowościach obcy ludzie (nie koledzy po piórze) potrafią z uśmiechem skutecznie zapełnić salę na 30-40 osób? We Wrocławiu mało kto z obcych osób trafia na spotkania mimo że organizatorzy i właściciele lokali stają na głowie by zapewnić frekwencję, a koledzy po piórze robią zwyczajną, niekulturalną łaską, że przyjdą lub nie. A najgorsza jest tendencja zmanierowania poetów (nie wszystkich Broń Boże), którzy uważają, że na nich koniecznie trzeba przyjść bo są tacy świetni (a słoma grafomańska z butów wystaje na kilometr), ale oni na nikogo nie pójdą, bo reszta nie dorasta im do pięt. To bardzo przykre i uwłacza w sens organizacji takich spotkań, bo dla kogo je robić? We Wrocławiu nie ma problemu ze zrobieniem promocji, jubileuszu czy spotkania poetyckiego, jest też oczywiście kilka miejsc przyjaznych artystom i chwała im za to. Mówię tu o Wrocławskim Centrum Seniora, Dolnośląskiej Bibliotece Pedagogicznej, Kawiarni Rozgrzej Duszę, Saloniku 3 Muz, bibliotece na ul. Ikara, na ul.Przybyszewskiego i paru innych miejscach, gdzie można to zrobić ZA DARMO (czyt. nie płacisz za salę). Problem leży w publiczności a może wzajemnym szacunku twórców do twórców, ludzi do kultury. Od koleżanki z Akademii Muzycznej wiem, że na ich darmowe występy też brakuje chętnych. Podsumowując -  na pewno we Wrocławiu nie żyje się z pasją. Mam nadzieję, że osobom, które przeczytają artykuł a są z Wrocławia da on do myślenia i może wreszcie się coś zmieni w sektorze kultury. Bo to wstyd, że tak duże miasto tak olewało rodzimą kulturę.Czy doczekamy czasów, kiedy prezydent Wrocławia będzie przyznawał stypendia artystom wrocławskim? Powinniśmy brać przykład z Bydgoszczy, gdzie jest zwyczaj przyznawania stypendiów, dbania o swoich i swoją kulturę.

Od 2 do 10000 znaków